Artur Baniewicz - Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej

Тут можно читать онлайн Artur Baniewicz - Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej - бесплатно полную версию книги (целиком) без сокращений. Жанр: Прочая старинная литература. Здесь Вы можете читать полную версию (весь текст) онлайн без регистрации и SMS на сайте лучшей интернет библиотеки ЛибКинг или прочесть краткое содержание (суть), предисловие и аннотацию. Так же сможете купить и скачать торрент в электронном формате fb2, найти и слушать аудиокнигу на русском языке или узнать сколько частей в серии и всего страниц в публикации. Читателям доступно смотреть обложку, картинки, описание и отзывы (комментарии) о произведении.

Artur Baniewicz - Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej краткое содержание

Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej - описание и краткое содержание, автор Artur Baniewicz, читайте бесплатно онлайн на сайте электронной библиотеки LibKing.Ru

Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej - читать онлайн бесплатно полную версию (весь текст целиком)

Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej - читать книгу онлайн бесплатно, автор Artur Baniewicz
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Gdzieś bliżej, chyba za postawionym na sztorc mikrobusem, zawył przeraźliwie człowiek. Krzyk, szczęśliwie krótki, przebił się przez jazgot prujących blachy tarcz.

Kiernacki spojrzał w dół rzeki. Po czym odwrócił się energicznie i wystartował jak do stumetrówki. Przebiegł tylko kilka kroków. Wyhamował szybko, ale i tak omal nie przewrócił Izy Dembosz.

Stała, tuląc do piersi coś osmalonego i mokrego zarazem.

– Ten drugi most… – Kiernacki wyciągnął rękę. – Niech go zamkną. Nie wiem, może to głupie, ale…

– Już zamknęli – powiedziała bardzo cicho. Dopiero teraz zauważył, jaka jest blada. – Dobrze go uczyłeś.

Otworzył usta, zamknął je, jeszcze raz otworzył. Czuł, że nie powinien się odzywać. Że w ogóle nie powinno go tu być.

– Coś… coś się stało?

Bez pośpiechu, akcentując każdy ruch jak dobry mim, rzuciła mu w twarz to coś, co ściskała przy piersi. Nie miał problemów ze złapaniem nadpalonego pluszaka. Może misia, może pieska.

– Sześć lat – powiedziała gotującym się od dławionych emocji głosem. – Może siedem. – Popatrzyła na pokryte czerwienią palce. – Połówka kierownicy przebiła jej płuca. Chciałam jej to dać i… – Opuściła głowę.

– Przykro mi – wymamrotał.

Gdzieś z tyłu eksplodował bak z benzyną. Tłum gapiów zafalował.

– On… telefonował? Skąd wiedzieliście, że ten drugi most…?

– Zadzwonił. – Mówiła powoli, co nie dziwiło u kogoś filtrującego każde słowo. – Policja dostała wiadomość, że Poniatowski i Syrena zostały zaminowane i że trzeba usunąć ludzi. Ale zanim dojechał tu…

– Syrena? – przerwał jej. – Most Syreny? – Przytaknęła, nie podnosząc oczu. – Czekaj, czekaj… To nie jest czasem most samochodowy?

Wzruszyła ramionami i odwróciła się nieoczekiwanie, ruszając w stronę brzegu. Skoczył za nią, ale nie odważył się chwycić jej za ramię.

– Iza, ja mówię o tym bliższym! O kolejowym!

Przeszła jeszcze kilka kroków. Dopiero wtedy do niej dotarło.

Odwróciła się. Łez nie było dużo. Trochę zamglony błękit – nic poza tym.

– O czym ty mówisz?

– Ten kolejowy… – skinął, wskazując położony w dole rzeki most – Z wojskowego punktu widzenia to nawet lepszy cel. Samochodom wystarczy pontoniak.

Przenosiła spojrzenie z Kiernackiego na most i z powrotem.

– Myślisz, że tam też…? Myśli pan? – poprawiła się.

– Powiedz Woskowiczowi, by natychmiast tam kogoś posłał. Ze mną nie będzie rozmawiał, ale ciebie może wysłucha.

Wahała się jeszcze.

– Chyba… Nie sądzę, by to miało sens. O tych dwóch bombach jednak uprzedził – kopnęła jakiś odłamek. – Gdyby chciał wysadzić i trzeci… To konsekwentny czubek.

– Idź do Woskowicza. – Popatrzył jej w oczy i dodał: – Proszę.

Skinęła głową bez przekonania, ale ruszyła biegiem.

* * *

– To ostatnia – zdecydował się w końcu Kostek Zdrzałkowicz.

– Stary się wścieknie – ostrzegł go siedzący za konsoletą operator.

– Trudno. Za dużo słuchaczy wisi na telefonach, żeby puszczać muzykę i reklamy. To nie przepychanka w Sejmie. W domu Bauera wybucha trzy razy z rzędu, teraz jeden most wylatuje w powietrze, na drugi policja nikogo nie wpuszcza… Darujmy sobie rutynę.

– Ty tu rządzisz – westchnął tamten i zwolnił przycisk mikrofonu.

No dobrze. Do roboty.

– Dzień dobry – wplótł głos w końcówkę melodii. – Słucham.

– Dzwonię z samochodu, więc przepraszam za jakość. Jestem pod Raszynem. I pewnie pozostanę. Policja zamknęła szosę i chyba sprawdza każdy wóz. Ciekaw jestem, czy to przez ten wybuch.

– To bardzo prawdopodobne. Moi koledzy przez cały czas próbują się czegoś dowiedzieć, ale odsyłają ich do rzecznika. A ten, jak się pan pewnie domyśla, jest chwilowo nieuchwytny.

– Bo wie pan, korek jest gigantyczny. Na poboczach pełno policjantów z karabinami. I chyba widziałem wojskowe ciężarówki.

– Dziękuję panu. Miejmy nadzieję, że rzecznik pana komendanta się odnajdzie. Może pod Raszynem.

Następna w kolejce kobieta powróciła do nocnych hałasów i gazowników w garniturach. Potem zadzwonił ktoś, kto ugrzązł w podobnym do raszyńskiego korku, tyle że na północ od stolicy. Kolejny telefon był od taksówkarza, który omal nie wjechał na most Poniatowskiego i widział eksplozję. Podobnych relacji Kostek wysłuchał już kilka, ale ludzie mówili o powybijanych szybach i wpadających do rzeki samochodach. Tym razem rozmówca łamiącym się z przejęcia głosem zdał relację z tego, jak stoi na brzegu i patrzy na pływającą trzy metry dalej kobietę bez głowy i jednej ręki.

I puszczaj tu rockowe przerywniki.

Potem był jakiś liberał, który udowadniał, że winę za tragedię na Poniatowskim ponoszą wysokie podatki. Następny w kolejce zaczął naturalnie od polemiki z poprzednikiem apelu, by nie dopuszczać do głosu idiotów. Kostek upomniał go, po czym spocił się z lekka.

Coś sobie przypomniał.

Bogu dzięki w chwilę później mógł zejść z anteny, robiąc miejsce serwisowi. Zerwał się i w paru susach dopadł Anety.

– Słuchaj, na śmierć zapomniałem… Ma do nas dzwonić facet nazwiskiem Drzymalski. – Posłała mu zdziwione, ale i trochę zmieszane spojrzenie. – O kurczę… Dzwonił? – Gryzł przez chwilę wargę, oceniając rozmiary błędu. – Czemu go spławiłaś?

Postukała wymownie pulpit, rozjarzony lampkami czekających na połączenie słuchaczy.

– Nie brakuje rozsądniejszych – wzruszyła ramionami. – Nie obraź się, ale to jakiś wariat. Jak cię podszedł, że się zgodziłeś…?

– Wariat? Co powiedział?

– Że chce mówić o wojnie. Że niby Polska toczy z kimś wojnę, czy może on… Przepraszam, nie słuchałam zbyt uważnie. Zresztą mnie wkurzył. Powiedział, że jak go zaraz nie puszczę na antenę, dostanę kopa w tyłek i wylecę z pracy. Dosłownie. Nie oczekuj, że będę z wami łączyć kogoś takiego. Rzuci potem wiązankę w eter i…

– O której to było?

– No… czekaj… Na pewno przed tą historią z mostami. Pamiętam, że następny bardzo się podniecał tym gazem u Bauerów, a to przecież kaszka z mleczkiem w porównaniu z tym. – Zmarszczyła brwi, przyglądając się zasępionemu Kostkowi. – Aż tak narozrabiałam?

– Nie jestem pewien – westchnął. – Może nie. Ale… widzisz, spotkałem go, kiedy szedłem na dyżur. I on jeden mówił wtedy o bombie.

Oczy zrobiły jej się okrąglejsze.

– O tej? – zapytała cicho.

– Nie, nie… skąd. Dał mi… No, nieważne. W każdym razie dziwnie się zachowywał. – Operator stukał się w zegarek: serwis dobiegał końca. – Słuchaj, Aneta, gdyby się jeszcze odezwał, to go połącz, dobrze?

* * *

Nie musiała nic mówić: Kiernackiemu wystarczyła jej mina.

– Powiedział – oznajmiła – że tam na pewno nikt niczego nie rzucał z ciężarówki. A prywatnego pociągu Drzymalski nie ma.

Zastanawiał się kilka sekund, wodząc wzrokiem po sąsiednim moście. Potem popatrzył jej w oczy.

– Możesz skombinować mi karabin?

– Chyba pan żartuje…

– To chociaż pistolet. Ewentualnie sapera ze sprzętem. Wystarczy porcja trotylu, detonator i kawałek lontu.

– Chce pan poprawić niedoróbki wychowanka?

– Zawołaj Dopierałę. I przestań nazywać mnie panem.

– Chce pan – zaakcentowała twardo – wysadzić kolejny most?

Kiernacki ruszył w stronę samochodu. Dogoniła go, gdy przepuszczał czwórkę strażaków, dźwigających koc z poczerniałymi zwłokami.

– Dość tego! – rzuciła. – Nie jest pan jakąś cholerną primadonną!

Nie odezwał się. Stał nieruchomo ze wzrokiem przyklejonym do praskiego brzegu. Iza podążyła śladem jego spojrzenia i też zastygła.

Na most kolejowy wtaczała się lokomotywa, ciągnąca niekończący się sznur wagonów towarowych.

Pociąg przejechał pięćdziesiąt metrów, sto, sto pięćdziesiąt… Nic się nie działo. Ale w postawie Kiernackiego, w nerwowym napięciu mięśni było coś, co sprawiło, że nawet nadchodzący Dopierała nie zadał żadnego pytania, tylko stanął obok i tak jak oni patrzył w tamtą stronę.

Nie czekali długo. Lokomotywa była już tylko kilkadziesiąt metrów od zachodniego brzegu, kiedy pod jej kołami błysnęło krótko białą plamką światła.

Huk też nie imponował. Rozpłynął się w hałasie pomp, generatorów i silników samochodowych. Trudno było uwierzyć, że takie nic mogło zaowocować równie spektakularnym efektem.

Jeden po drugim, ze złudną powolnością ginących dinozaurów, kolejne wagony wypadały z torów, kładły się na bok, łamały kratownice i spadały do płynącej dołem rzeki.

Kiernacki odczekał, aż ostatni z tych mniej szczęśliwych znieruchomieje na stercie pogiętego żelastwa, po czym skinął głową w stronę samochodu.

– To by było na tyle. Możemy wracać. Nic tu po nas.

Rozdział 7

Aneta najwyraźniej przejęła się prośbą: po prostu odłączyła aktualnego rozmówcę. Spokojny głos dopadł Zdrzałkowicza zupełnie nagle, jak tam, na parkingu.

– Dobry wieczór, panie Kostku. Trudno się do was dopchać.

Kostek wykonał głęboki wdech. Potem, nie bez wysiłku, starał się posłać w eter swój dobroduszny, życzliwy uśmiech.

– Witamy w Trójce. Słucham.

Zakręcił palcem, upewniając się, czy rozmowa jest nagrywana. Niby wszystkie były, ale wiadomo: rutyna zawodzi właśnie wtedy, gdy staje się potrzebna.

Operator uspokajająco uniósł kciuk.

– Nazywam się Drzymalski – powiedział człowiek z parkingu. I dodał z wyczuwalnym uśmiechem: – Dariusz Drzymalski. – Odczekał chwilę. – Na początek chcę prosić, by mnie nie wyłączać.

– Nie robimy tego naszym słuchaczom – zapewnił Kostek.

– Miałem na myśli policję, służby specjalne i tym podobne. Widzi pan, panie Kostku, wypowiedziałem Polsce wojnę.

– Nie wiem, czy dobrze rozumiem… – Zdrzałkowicz przygotował się psychicznie do trudnej rozmowy. Dlatego się nie roześmiał. – Co konkretnie ma pan na myśli?

– Wojna to wojna. Polega z grubsza na zadawaniu przeciwnikowi możliwie bolesnych strat. Dziś na przykład wysadziłem wam most. Jeśli zapalnik nie zawiedzie, zaraz stracicie drugi. I chyba jakiś pociąg.

Kostek musiał przełknąć ślinę.

– Chce pan powiedzieć, że to pan to wszystko…?

– To i parę innych rzeczy wcześniej. Przykro mi z powodu wybuchu na Poniatowskim. Nie mam pewności – może to wina zapalnika. Ale raczej jakiś analfabeta próbował majstrować przy ładunku. Rozrzuciłem ostrzeżenia i dałem wszystkim dużo czasu na ewakuację. Zapalnik był sprawdzony. Nie prowadzę wojny z cywilami, chcę to mocno podkreślić. Na pewno będą ginąć, bo w nowoczesnej wojnie giną głównie oni, ale mogę obiecać, że spróbuję ograniczać straty. Będę telefonował do pana i mówił, czego nie powinni robić, jeśli nie chcą się narażać.

– Przepraszam… pan to wszystko mówi poważnie? – Zdrzałkowicz sam był śmiertelnie poważny. Choć na zdrowy rozum nie powinien.

– Wiem, że to brzmi dziwnie – przyznał Drzymalski. – Ale niech się pan zastanowi: co jest nie tak, pomijając dysproporcję sił? Nie wierzy mi pan, bo jestem sam, a po drugiej stronie stoi całe spore państwo. Ale nie jestem wariatem. Nie mówię, że wygram. Wielu naszych narodowych bohaterów przegrywało swoje wojny. A z kolei większość z nich podejrzewała, że tak będzie, albo nawet miała pewność. Czy to znaczy, że byli bandą idiotów? Powstanie warszawskie to taki bunt u czubków?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать


Artur Baniewicz читать все книги автора по порядку

Artur Baniewicz - все книги автора в одном месте читать по порядку полные версии на сайте онлайн библиотеки LibKing.




Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej отзывы


Отзывы читателей о книге Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej, автор: Artur Baniewicz. Читайте комментарии и мнения людей о произведении.


Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв или расскажите друзьям

Напишите свой комментарий
x