Artur Baniewicz - Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej

Тут можно читать онлайн Artur Baniewicz - Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej - бесплатно полную версию книги (целиком) без сокращений. Жанр: Прочая старинная литература. Здесь Вы можете читать полную версию (весь текст) онлайн без регистрации и SMS на сайте лучшей интернет библиотеки ЛибКинг или прочесть краткое содержание (суть), предисловие и аннотацию. Так же сможете купить и скачать торрент в электронном формате fb2, найти и слушать аудиокнигу на русском языке или узнать сколько частей в серии и всего страниц в публикации. Читателям доступно смотреть обложку, картинки, описание и отзывы (комментарии) о произведении.

Artur Baniewicz - Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej краткое содержание

Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej - описание и краткое содержание, автор Artur Baniewicz, читайте бесплатно онлайн на сайте электронной библиотеки LibKing.Ru

Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej - читать онлайн бесплатно полную версию (весь текст целиком)

Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej - читать книгу онлайн бесплатно, автор Artur Baniewicz
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Ty kutasie…

– Obraza sądu. Piąty punkt karny.

– Rozwalą cię, czerwona świnio! Jesteśmy pod Szczytnem, zabrał nas spod samej…!

– A prosiłem, prawda? Żadnych informacji. – Parę milionów wpatrzonych w radioodbiorniki ludzi usłyszało ze zdumieniem spokojny, ani trochę nie podniesiony głos Drzymalskiego. – Przecież to nic innego, jak następny akt szpiegostwa. I co ja mam z tobą zrobić? Ani odrobiny skruchy, prawdziwy fanatyk. Należą się dwa punkty karne. I dwa za to, co robiłeś tym dziewczynom. To razem dziewięć. Postaraj się z tymi rachunkami, bo głupio by było tak za matematykę…

* * *

– Chyba pan żartuje – powiedziała zimnym tonem kobieta w habicie.

– Nic nie poradzę, proszę pa… to znaczy siostro. – Oficer rozłożył bezradnie ramiona. – Sprawdziłem trzy razy. To u was. Pewnie wlazł przez mur i gdzieś w ogrodzie…

– Przykro mi.

– Ale od tego zależy życie ludzkie. Jeśli szybko znajdziemy ten drugi telefon…

– Przykro mi – dobiegł zza okutej furty pełen chłodu głos.

– Nie rozumie siostra? Mamy minuty, by ustalić, skąd dzwoni!

– A pan nie rozumie? To klasztor, nie centrala telefoniczna. Z Bogiem. I żegnam.

* * *

– Zabije go – stwierdziła Iza beznamiętnym tonem eksperta.

– Dobrze się bawi – powiedział niepewnie Kiernacki. – Może po prostu…

– Zabije go – powtórzyła twardo. Stali we czwórkę wokół zamienionego w radioodbiornik komputera, od czasu do czasu wymieniając pełne niedowierzania spojrzenia. – Musimy wkroczyć. Gorzej już nie będzie.

Kiernacki, lekko spanikowany, patrzył, jak schyla się i uruchamia tryb nadawania.

* * *

– Czas minął. I jak, Leszek? Policzyłeś?

Klaudia zdążyła. Dwieście czterdzieści miesięcy. Razy cztery, to dziewięćset sześćdziesiąt tysięcy. Jedna piąta z tysiąca razy dwieście czterdzieści, czyli dzielenie przez pięć, to daje czterdzieści i osiem… dodać… zaraz, ile to było…? Ostatecznie wyszedł jej milion i osiem tysięcy. Nie wiedziała, po co to robi. W ogóle nie kojarzyła tych liczb ze swoją osobą; były czystą abstrakcją.

Naprawdę to zrobi? Zabije Czernika? Chciała tego?

– Coś koło… – W pierwszej chwili nie zrozumiała. Głos Leszka drżał, łamał się. – Milion?

– Mnie pytasz? – zdziwił się Drzymalski. – Mnie do policji nie wzięli, bo maturę sobie darowałem po technikum. A z wojska wywalili jako mało rozwojowego. Tak w opinii stało: „żołnierz mało rozwojowy, nie zaleca się przedłużenia kontraktu”. Co prawda nie o to poszło, ale dokument jest dokumentem, prawda? Czyli tępy ćwok ze mnie. Jakbym liczył szybciej od pana magistra, tobym sklepowe panienki przelatywał i cztery dwieście trwonił, a nie wojował z Rzeczpospolitą.

– Jest tu ktoś, kto chce z panem pomówić – rozległ się głos prowadzącego audycję. Czy raczej: słuchającego audycji. – Pani porucznik, proszę.

Drzymalski posłał telefonowi zdziwione spojrzenie.

– Pani? Chyba nie naślecie na mnie jakiejś przemądrzałej okularnicy od czubków? Ładna chociaż ta pani psychiczna?

– Ładna. – Nowy męski głos. – Czołem, zbóju. Ile na fali?

Klaudia spostrzegła, że twarz Drzymalskiego tężeje w grymasie niedowierzania.

Dopiero po paru sekundach znów był sobą.

– No nie, jeszcze i… – urwał. – To pan kapitan?

– Ja. Przydzielili mnie do porucznik Dembosz w charakterze asystenta. Mamy cię namówić, żebyś przestał.

– Wzięli pana do psychicznych? Cholera… Przykro mi, że to przeze mnie. A tak w ogóle co słychać? Dalej pan skacze?

– Czasem pod koszem. Jestem wuefistą w ogólniaku. – Chwila przerwy z jakimś szelestem, może szeptami w tle. – Słuchaj, to nie moja sprawa, ale… Nie zabijaj go.

– Płacą dobrze? – Drzymalski jakby nie dosłyszał.

– W szkole? Cienko. A za te ćwiczenia… bo wygarnęli mnie jako rezerwistę, nie myśl, że się rwałem pod babską komendę… No, nieźle. Mam dostać dychę.

– Ze strzelaniem czy bez? – zapytał nieco ciszej.

– Nie chcę do ciebie strzelać. Ale to, co robisz, też mi się nie podoba. Długo jeszcze zamierzasz to ciągnąć?

– Zwycięstwo albo śmierć – zażartował. – Bez urazy, panie kapitanie, ale telefon kosztuje. No i muszę kończyć rozprawę.

– Panie Drzymalski. – Ten głos należał do kobiety, był miękki mimo powagi i jakby surowości. – Jeśli wolno… Niczego pan nie zyska, zabijając teraz Leszka. Zgnoił go pan i po raz kolejny wyszedł na dzielnego rycerza, pomagającego pokrzywdzonym dziewczynom. Lepiej tak to zostawić.

– To pani jest ta ładna?

Pięćset kilometrów dalej jasnooka kobieta obrzuciła nieokreślonym spojrzeniem stojącego obok mężczyznę. Nie odpowiedziała uśmiechem na jego blady uśmiech.

– Nie – powiedziała głośno i wyraźnie. – Po prostu w tej waszej speckompanii było trochę więcej rycerzy. Ale nie o mnie rozmawiamy. Daruje mu pan życie?

– To nie ode mnie zależy. Słyszała pani początek?

– Tak. Ma dziewięć punktów. Jeśli na tym poprzestaniecie, pan zachowa twarz, a on życie. I trafi przed prawdziwy sąd. Wykorzystywanie seksualne podwładnych to poważne przestępstwo.

– Aha. Gwałt też. Nie mówiąc o miażdżeniu czaszki kijami bejsbolowymi. Dam pani adres mojej rodziny; pogadacie sobie, ile polskie sądy wlepiają za takie numery.

Kobieta milczała parę sekund. Słuchaczom trudno byłoby się domyślić, że wykorzystuje tę pauzę, by porozumieć się wzrokiem z bratową rozmówcy.

– Tak się składa, że dzwonię prawie sprzed pana domu…

– Ja nie mam domu. Wasz rząd wykopał mnie z niego. Pisałem o tym do gazet, ale jakoś nikogo to nie zainteresowało. Widać mało medialny byłem. No więc teraz jestem trochę bardziej.

– Mówię o tym na kółkach. – Prychnęła cichutko przez nos i nagle w jej głosie pojawił się ton rozbawienia. – Swoją drogą to zrozumiałe, że rządowi nie na rękę ta pana historia. Wylatuje z własnego domu do barakowozu, a nazywa się ni mniej, ni więcej, tylko Drzymalski. A premier Bauer. Wyobraża pan sobie te wszystkie dowcipy?

Drzymalski potrzebował nieco czasu, by ochłonąć z wrażenia. Podobnie jak parę milionów słuchaczy.

– Panie kapitanie, ta kosa jest z wojska, czy może źle zrozumiałem?

– Dobrze zrozumiałeś. Ale chyba wiem, co masz na myśli… Słuchaj, Darek, jest tu twoja bratowa. Może zamiast brudzić sobie ręce tym popaprańcem, dopuścisz ją do anteny i dasz o wszystkim opowiedzieć? O to ci chyba chodzi, między innymi? Żeby się ludzie dowiedzieli?

* * *

Jesteś pewien? – Mężczyzna w roboczym kombinezonie posłał zafrasowane spojrzenie siedzącemu w głębi furgonetki koledze. Tamten skinął obciążoną słuchawkami głową. Technik wzruszył ramionami, odchylił szerzej stalowe drzwiczki skrzynki rozdzielczej i ostrożnie wsunął do środka końcówki kabli.

Rozdział 19

Żabicki uciszył go gestem uniesionej dłoni, wskazał fotel. Nie sprawdzając, czy oferta zostanie przyjęta, otworzył barek.

– Nie piję w pracy – rzucił ponuro Kostek. Z fotela jednak skorzystał.

– Już nie w pracy. – Żabicki otworzył butelkę, nalał. – Nie gap się tak. Nie masz się czuć odwołany. Po prostu zdejmuję cię z dyżuru.

– Na żarty ci się zebrało?! Ten facet już pewnie nie żyje!

– Ustalmy jedno. – Włożył szklaneczkę w dłoń Zdrzałkowicza. – Wcale mi nie do śmiechu. I mam nadzieję, że też się nie będziesz śmiać, kiedy ci powiem, że był u mnie szef związków z poważnym ostrzeżeniem. Łamię kodeks i przeciążam cię ponad ustawowo przyjęte normy.

– Ty już…? – Kostek znacząco uniósł szklankę. – Czy może on?

– Zejdź z obłoków, Kostek. Wiesz, dlaczego nie kazali mi cię od razu zawiesić? Bo jak ogłuchły telefony, nie zacząłeś krzyczeć w eter o sabotażu i kneblowaniu ust mediom.

– Wygląda, że powinienem.

– Nie wiem, na co wygląda. Najpierw sam wielki szef opieprzył mnie, że dopuściłem do tego linczu, potem Ziętarski, bo zdjęliśmy Drzymalskiego i narażamy rząd na atak pod hasłem „cenzura wraca”. Wcale się nie zdziwię, jak się okaże, że to naprawdę była awaria.

– Nie obrażaj mojej inteligencji, dobrze? Właśnie mieliśmy się dowiedzieć, o co Drzymalskiemu chodzi, a tu pstryk – telefony się popsuły. Ojejku, a to pech. Przepraszamy państwa i w zamian proponujemy reklamę TP SA.

– Są awarie i awarie. Pomyśl: przecież Drzymalski nadal jest w grze, może pisać setkami listy i słać gdzie popadnie. Więc wcześniej czy później któryś zostanie opublikowany, w Internecie choćby. To tylko kwestia czasu i rząd o tym wie. Zresztą już teraz większość rozgłośni i gazet ma tekst tego sławnego ultimatum. Milczą, bo UOP prosił. Nie żądał, ale właśnie prosił. Argumentując, że w razie jakichś komplikacji mogą zostać oskarżeni o różne paskudne rzeczy.

– Na przykład?

Żabicki wypił spory łyk wódki, skrzywił się.

– On chce głów, Kostek. Mówię o Drzymalskim. Cała kupa facetów z Leska i okolicy wykręciła jego rodzinie kilka paskudnych numerów. Rząd ma doprowadzić do ich osądzenia i ukarania.

– No i…?

– Ci goście są pośrednio odpowiedzialni za śmierć prawie dwustu ludzi. To z tysiąc potencjalnych mścicieli. W takim gronie niemal na pewno znajdzie się ktoś, kto postanowi ukarać będących w zasięgu. Drzymalski nie jest. Wyobraź sobie, że mówimy, kto i jak skrzywdził Drzymalskiego i że temu komuś potem wsadzają nóż albo palą dom. Mamy oskarżenie o pomoc w przestępstwie.

– Ale pieprzysz. Po tych wszystkich latach wywlekania brudów nagle media zrobiły się takie strachliwe?

– Kostek, dwieście osób zginęło. Kraj jest u progu stanu wyjątkowego. Ktoś musi za to beknąć. Szykuje się trzęsienie ziemi w polityce. SLD może przestać rządzić. Pamiętasz Włochy? Cała klasa polityczna poleciała, bo ludzie zdali sobie sprawę, że to jedna banda równo obciążona grzeszkami. Drzymalskiego życie kopało po tyłku pod rządami wszelkich możliwych partii. Myślisz, że stary tłumaczył się przede mną? Guzik! Polecenie i koniec. Nie wiem, czym go wzięli, ale wiem, że on tu rządzi. W innych redakcjach jest pewnie podobnie, więc nie ma co podskakiwać, jak się chce pracować w zawodzie.

– Ale to się właśnie nazywa cenzura.

– Nie, Kostek. Cenzura to była za komuny. Teraz jest chłodna kalkulacja potencjalnych zysków i strat. Jeśli wszystkim wyszło, że lepiej zostawić tę sprawę, to i ja zostawię.

Zdrzałkowicz uniósł szklankę i opróżnił jednym haustem.

– Mogliśmy uratować ludzkie życie. – Dźwignął się. – Nadal możemy. Sieci komórkowych, póki co, nie gnębią awarie. Wystarczy, że…

– Nie – powiedział spokojnie Żabicki.

Przez chwilę patrzyli sobie w oczy.

– Wiesz, co robisz? Rozwalasz stację. Nie jesteśmy płytoteką. Nasi słuchacze trochę myślą. Wydaje ci się, że uwierzą…

– Daj spokój, Kostek. Idź, prześpij się, dobrze ci to zrobi. Bo i twój wizerunek się sypie. Przestajesz być bezstronny.

* * *

– To chyba wszystko – mruknęła Iza, ledwie Kiernacki z Baśką ułożyli Mirka w łóżku. Widząc zdziwione spojrzenie mężczyzny, dodała tonem usprawiedliwienia: – Dość narozrabialiśmy. Pani Barbara ma nas pewnie po dziurki w nosie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать


Artur Baniewicz читать все книги автора по порядку

Artur Baniewicz - все книги автора в одном месте читать по порядку полные версии на сайте онлайн библиотеки LibKing.




Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej отзывы


Отзывы читателей о книге Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej, автор: Artur Baniewicz. Читайте комментарии и мнения людей о произведении.


Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв или расскажите друзьям

Напишите свой комментарий
x