Adam Przechrzta - Chorangiew Michala Archaniola

Тут можно читать онлайн Adam Przechrzta - Chorangiew Michala Archaniola - бесплатно полную версию книги (целиком) без сокращений. Жанр: Прочая старинная литература. Здесь Вы можете читать полную версию (весь текст) онлайн без регистрации и SMS на сайте лучшей интернет библиотеки ЛибКинг или прочесть краткое содержание (суть), предисловие и аннотацию. Так же сможете купить и скачать торрент в электронном формате fb2, найти и слушать аудиокнигу на русском языке или узнать сколько частей в серии и всего страниц в публикации. Читателям доступно смотреть обложку, картинки, описание и отзывы (комментарии) о произведении.

Adam Przechrzta - Chorangiew Michala Archaniola краткое содержание

Chorangiew Michala Archaniola - описание и краткое содержание, автор Adam Przechrzta, читайте бесплатно онлайн на сайте электронной библиотеки LibKing.Ru

Chorangiew Michala Archaniola - читать онлайн бесплатно полную версию (весь текст целиком)

Chorangiew Michala Archaniola - читать книгу онлайн бесплатно, автор Adam Przechrzta
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

- Proszę jechać do dziadka, on panu da tę rzecz - powiedział.

Bez słowa wypisałem czek, który położyłem na kulawym, porysowanym stoliku. Podziękował mi zdawkowym skinieniem głowy, nie sięgnął, aby sprawdzić kwotę. Tak jak żona, pogodził się z nieuniknionym.

Stary czekał na mnie przed szpitalem, kiedy otworzyłem drzwi, posłusznie zajął miejsce w samochodzie.

- Nie mogę - wymamrotał. - Nie mogę na nią patrzeć, to boli…

- Jest ta klinika w Mediolanie - zauważyłem.

- Sto tysięcy euro? - zaśmiał się ponuro. - W dawnych czasach może mógłbym zdobyć taką sumę, ale dzisiaj… - Machnął z rezygnacją ręką.

Milczałem przez całą drogę i później, dopóki nie przekazał mi chorągwi Michała Archanioła. Nie otworzyłem zawiniętej w zwykły szary papier paczki, wiedziałem, że sztandar jest w środku. Czułem to. Jego pieśń wabiła i wzywała do walki. Trzęsącymi się dłońmi schowałem artefakt w zanadrze, nacisnąłem klamkę.

- Zostawiłem czek na sto pięćdziesiąt tysięcy euro - powiedziałem, nie odwracając się. - Jedźcie do Mediolanu.

W drodze do domu rozmyślałem o relikwii i o małej dziewczynce, której dzisiaj podarowałem nadzieję. Z irytacją skonstatowałem, że czuję dziwną satysfakcję. Nigdy nie byłem zbyt sentymentalny, w akcjach charytatywnych uczestniczyłem sporadycznie i raczej z poczucia obowiązku, nie angażowałem się też specjalnie finansowo. Teraz miałem wrażenie, jakby ktoś poklepał mnie po plecach z aprobatą. Bez zbędnych słów, bez pochlebiania, szczerze. Ktoś nieskończenie potężniejszy ode mnie, dowódca. Przez całą drogę starałem się przezwyciężyć ten nastrój. Obce mi były skłonności do uniesień religijnych i nie miałem zamiaru tego zmieniać. Nawet dla Michała Archanioła. Po pewnym czasie w uczucie zadowolenia wplotła się delikatna nutka rozbawienia. Wolałem tego nie analizować, jeszcze trochę, a zacznę mieć widzenia świętych Pańskich…

Kiedy przyjechałem do domu, mimo zmęczenia wielogodzinną podróżą od razu rozpakowałem chorągiew. Jej widok poraził mnie niczym uderzenie w żołądek - widoczny fragment wyglądał tak, jak w moich snach! Przeciągnąłem opuszkami palców po tkaninie, by zbadać fakturę jedwabiu, wyraźnie czułem złote i srebrne nitki. Sztandar, a raczej jego część, którą w końcu znalazłem, była niewielkich rozmiarów, jakieś trzydzieści na czterdzieści centymetrów. Twarz Archanioła Michała nie emanowała spokojem jak na prawosławnych ikonach, otwarte usta przywodziły na myśl rzucającego rozkaz wodza, gest uzbrojonej w srebrny miecz ręki był jednoznaczny w swej wymowie, wzywał do ataku. Także zbroja anioła różniła się od przedstawianych w raczej symboliczny sposób pancerzy nałożonych na krótki, żołnierski chiton, jakie można było zobaczyć na malowidłach. Przypominała średniowieczną zbroję lamelkową, wykonaną z kilkuset metalowych płytek. Głowę Michała ozdabiał pendition - wstążka będąca symbolem posłuszeństwa aniołów wobec Boga.

Wybrałem numer, który kiedyś podał mi Dżuma, odebrał niemal natychmiast.

- Tak? - Brat Anny nie bawił się w uprzejmości.

- Mam - odparłem równie zwięźle.

- Chorągiew? - spytał z niedowierzaniem.

- Na to wygląda. Trzydzieści na czterdzieści centymetrów, spłowiały jedwab w kolorze kości słoniowej, widać tylko postać Michała Archanioła. Postać Archistratiga przedstawiono w ruchu, twarz jest wyraźnie niekanoniczna. Bardzo dokładnie wyhaftowano zbroję, na oko typu lamelkowego.

- Miałeś jakieś… sny?

- Miałem - przytaknąłem bez entuzjazmu. - Widziałem we śnie chorągiew, kilkakrotnie. I haftujące ją kobiety. W tle mignął mi jakiś herb z niedźwiedziami.

- Może to Wielki Nowogród? - odezwał się z namysłem. - Według jednej z kronik sztandar powstał na rozkaz Aleksandra Newskiego.

Włączyłem komputer i wszedłem na rosyjską stronę Wielkiego Nowogrodu - rzeczywiście w herbie miasta były dwa niedźwiedzie, choć nie znalazłem informacji na temat daty powstania godła.

- Może i Nowogród - burknąłem. - Nie mam teraz siły na prowadzenie badań heraldycznych. Co dalej?

- Nic - odezwał się po chwili. - Wystarczy, że masz sztandar. Jeśli zajdzie potrzeba, udzielisz błogosławieństwa Michała Archanioła. To wszystko.

- Błogosławieństwa?! Ja?

Parsknął krótkim, urywanym śmiechem.

- A kto? Sny świadczą o tym, że zostałeś zaakceptowany jako Chorąży. Kimże jestem, aby sprzeciwiać się woli Archistratiga? - dodał obłudnym tonem.

Zamurowało mnie. Usłyszałem ponownie śmiech Dżumy i zostałem sam ze swoimi myślami. Chorąży… Dobre sobie. Nie miałem złudzeń odnośnie do swojego poziomu moralnego. Wiedziałem, że nie jestem może najgorszym człowiekiem, ale wiele brakowało mi do ideału. Nie czułem się na siłach przekazywać czyjegokolwiek błogosławieństwa, jednak wyglądało na to, że nie mam wyboru, albo że dokonano go za mnie… Nie byłem zachwycony tą sytuacją. Miałem nadzieję, że wcześniej czy później ktoś przejmie ode mnie to brzemię. Raczej wcześniej niż później…

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Ależ z ciebie świnia - powiedziała profesor Małgorzata Boerner. - Męska, szowinistyczna świnia.

Po zajęciach zaprosiła mnie do niewielkiej, często odwiedzanej przez wykładowców knajpki. Zaprosiła po raz trzeci. Poprzednio odmawiałem, nie czułem się na siłach rozmawiać swobodnie z jakąkolwiek kobietą, nawet jeśli miałoby to być całkiem niewinne spotkanie. Potrzebowałem czasu. Teraz, kilka miesięcy po śmierci Anny, nie stawiałem oporu, ale uregulowanie rachunku wziąłem na siebie.

- I tak mnie lubisz - odparłem, puszczając do niej oko.

Dopiero po fakcie przypomniałem sobie, że moja towarzyszka nie przepada za tego typu żartami.

- Przepraszam - rzuciłem ze skruchą.

Popatrzyła na mnie się z uroczą niepewnością, przygryzła wargi.

- Nie powinnam tyle pić - stwierdziła.

Uniosłem brwi, wypiła trzy lampki wina, ale faktycznie było widać, że nie należy do najodporniejszych na alkohol.

- Lubię, jak się ze mną przekomarzasz - dodała.

Wyraźnie poczułem, że puls mi przyspiesza i raczej nie z powodu wina. Po zaprawie z Davidoffem i rosyjskim Specnazem miałem gwarancję na trzy czwarte litra wódki. Dopiero później zaczynały się schody… Trudno powiedzieć, aby Małgorzata była mi obojętna, kombinacja urody, inteligencji i dziewczęcej niemal nieśmiałości była porażająca. Przede wszystkim bardzo ją lubiłem.

- Może powstrzymaj się od takich stwierdzeń - zaproponowałem markotnie. - Nie jestem jeszcze… gotowy.

- To znaczy, że na darmo wlałam w siebie to wino? - Uśmiechnęła się figlarnie.

Westchnąłem, ale nie skomentowałem. Nie chciałem urazić mojej towarzyszki, która najwyraźniej była na lekkim rauszu. Nigdy dotąd tak się nie zachowywała, gdybym jej nie znał, pomyślałbym, że ze mną flirtuje. Widząc moją minę, Małgorzata przeprosiła natychmiast, jak się zdawało, autentycznie zakłopotana swoim postępowaniem. Nie chciałem, żeby pomyślała, że się na nią gniewam, więc zaprosiłem ją do siebie.

Wychodząc, minęliśmy stolik Wieleckiej. Pani doktor popijała aperitif, bębniąc po blacie palcami, najwyraźniej na kogoś czekała. Wyglądało na to, że na próżno. Delikatnym pchnięciem skierowałem Małgorzatę ku wyjściu, a sam usiadłem bez pytania naprzeciwko swojej niedoszłej sympatii. Spojrzała na mnie z zaskoczeniem, do tej pory zawsze zachowywałem się jak gentleman.

- Zmieniłem się - poinformowałem ją bezceremonialnie. - Jeżeli jeszcze raz wywiniesz jakiś numer mnie albo komuś z moich przyjaciół, dołożę starań, żeby cię zniechęcić. Radykalnie.

Davidoff opowiedział mi, jak po starciu z Dżumą Wielecka rozpoczęła kampanię plotek, usiłując mnie za wszelką cenę zdyskredytować. Zniszczenia, jakie poczyniliśmy w sali wykładowej, miały być dowodem na moją ostateczną degrengoladę. Sprawie ukręcono łeb w zarodku, bo w mojej obronie wystąpiła większość wykładowców, a nawet studenci, ale powoli kończyła mi się cierpliwość. Wiedziałem, że takie kobiety jak Wielecka każdy prawdziwy czy wyimaginowany afront pod swoim adresem traktują jak zbrodnię przeciwko ludzkości i nigdy nie wybaczają. Nie miałem ochoty oglądać się za siebie przez najbliższe kilka lat i rozmyślać, co znowu knuje tryskające jadem babsko.

- Dotarło to do ciebie? - Spojrzałem kobiecie twardo w oczy. - Czy może chcesz mnie sprawdzić?

Widziałem, jak strach zmaga się w niej z wściekłością. Wreszcie pokręciła głową - strach zwyciężył. Wstałem od stołu i podszedłem do czekającej na mnie przy wejściu Małgorzaty.

- O czym z nią rozmawiałeś? - spytała. - Myślałam, że nie przepadacie za sobą?

- Bo nie przepadamy. - Wzruszyłem ramionami. - Poprosiłem ją, aby przestała mnie podszczypywać, to wszystko.

- Myślisz, że usłucha?

- Usłucha. - Uśmiechnąłem się zimno.

- Gdybym cię nie znała, to chyba bym się trochę wystraszyła. Przez chwilę miałeś taki dziwny wyraz twarzy…

- Zmieniłem się - powtórzyłem bezwiednie. - I to chyba nie na lepsze. Po śmierci Anny przestałem się przejmować konwenansami - odparłem, zapinając pasy.

Zerknąłem dyskretnie na Małgorzatę. Większość kobiet nie lubi, kiedy w ich towarzystwie wspomina się o innych… znajomościach. Miałem to gdzieś. Nie miałem zamiaru się umartwiać, ale wiedziałem też, że Anna pozostanie częścią mojego życia. Na zawsze. Jednak moja rozmówczyni nie wyglądała na urażoną, pokiwała z powagą głową.

- Rozumiem - powiedziała.

Co dziwne, miałem wrażenie, że rzeczywiście to rozumie.

- Mogę cię o coś spytać? - odezwałem się po chwili.

Przytaknęła.

- Jesteś jedną z najbardziej inteligentnych osób, jakie znam, niewiele kobiet dorównuje ci urodą, ale…

- Ja wcale nie jestem ładna - weszła mi w słowo. W jej spojrzeniu dojrzałem nieufność.

- Nie, nie jesteś ładna - przyznałem. - Jesteś dużo więcej niż ładna. Nie kłóć się z kierowcą - uprzedziłem, widząc, że znowu otwiera usta. - Ale mniejsza o twoją urodę. Chciałem spytać, dlaczego zachowujesz się… - zawahałem się w poszukiwaniu właściwego słowa.

- Jak niedorozwinięta? - poddała z kwaśnym uśmiechem.

- Dziwnie - sprostowałem. - Robisz błyskawiczną karierę naukową, facetom przyspiesza tętno w twojej obecności, a mimo tego przypominasz w kwestiach… towarzyskich niepewną nastolatkę.

- Przyspiesza tętno? - parsknęła.

- Tym mądrzejszym, posiadającym silną wolę - doprecyzowałem. - Inni po prostu się ślinią…

Bez słowa dotknęła mojej szyi, starając się nie przeszkadzać w kierowaniu samochodem. Zerknęła na zegarek.

- Prawie dziewięćdziesiąt - powiedziała ze zdziwieniem.

- Przecież mówiłem - burknąłem niechętnie.

- Może jesteś przeziębiony albo…

- Jestem zdrowy jak byk, a moje normalne tętno to sześćdziesiąt na minutę.

- Dość wolne - zauważyła. - Uprawiasz jakiś sport?

- O ile można to nazwać sportem…

Zaparkowałem, obszedłem samochód i otworzyłem drzwiczki, pomagając Małgorzacie wysiąść.

- Męska szowinistyczna - westchnęła.

- Nie jesteś aby feministką? - zapytałem zaniepokojony.

Roześmiała się, a potem oparła na moim ramieniu.

- Nie, ale szkoda, że nie mogłeś się zobaczyć w tym momencie. Byłeś autentycznie wystraszony - odparła, ocierając łzy rozbawienia.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать


Adam Przechrzta читать все книги автора по порядку

Adam Przechrzta - все книги автора в одном месте читать по порядку полные версии на сайте онлайн библиотеки LibKing.




Chorangiew Michala Archaniola отзывы


Отзывы читателей о книге Chorangiew Michala Archaniola, автор: Adam Przechrzta. Читайте комментарии и мнения людей о произведении.


Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв или расскажите друзьям

Напишите свой комментарий
x