Artur Baniewicz - Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej
- Название:Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej
- Автор:
- Жанр:
- Издательство:неизвестно
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг:
- Избранное:Добавить в избранное
-
Отзывы:
-
Ваша оценка:
Artur Baniewicz - Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej краткое содержание
Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej - читать онлайн бесплатно полную версию (весь текст целиком)
Интервал:
Закладка:
– Nie pójdziesz, bo nas na prawo jazdy nie stać. – Zygmunt zaczął nagle przemawiać spokojniejszym, za to bardziej gorzkim głosem. – A po drugie to może i będę, kto wie. Te ciężarówki nie tylko kolej rozłożyły. Wwożą skażone mięso, pomidory szczynami pędzone, jakieś gówno europejskie… A polski rolnik nie ma gdzie porządnej żywności sprzedać. To może i dobrze, że ten cały Drzymalski się za nie wziął. Jakby się za mosty na Odrze, nie Wiśle brał, bym mu jeszcze pomógł.
– Żartujesz…
– Nie, Grzesiek. Żartować to można było z Jaruzela, nawet z Gomułki. Ale dzisiaj ludziom nie do śmiechu. Ja tam jakoś do emerytury dociągnę i z głodu nie zdechnę. Ale czy tobie się uda, to nie wiem. Za komuny wiedziałem. Teraz nie. Telewizja była czarno-biała, w sklepie kolejki, ale głodny nikt nie chodził i na dworcu nie mieszkał.
Grzesiek chciał podyskutować, ale u sąsiadów ktoś zabrzęczał wiadrami. Gdyby to Gośka… Wyszedłby na ostatniego palanta, powtarzając po facetach z telewizora te kawałki o szansach na przyszłość, pomocy unijnej i bankructwie poprzedniego systemu.
Wzruszył ramionami i poszedł pogapić się na teleturniej.
– Tylko mi na policję nie zadzwoń – dobiegł go jeszcze podszyty kpiną okrzyk ojca. Na ganek wyszła z wiadrem matka Gośki, a on poczuł głęboką ulgę, bo choć sąsiedzi, jak to na wsi, od dawna wiedzieli, że Łasikom telefon odłączyli przed świętami, zawsze to przykro, kiedy najładniejsza we wsi dziewczyna przypomina sobie o takich rzeczach.
Pół godziny później zaczęły się „Wiadomości” i Jola Pieńkowska jako pierwszą podała informację o nagrodzie za Drzymalskiego. Minister spraw wewnętrznych dawał sto, a grupa firm związanych z transportem i energetyką trzysta tysięcy. Siedzieli już wtedy całą rodziną nad połówką czerstwego chleba z przeceny i kapuśniakiem, w którym tu i ówdzie pływał skwarek. Ojciec też był i też słyszał. Ale nie uniósł głowy znad talerza i o nic nie zapytał, kiedy Grzesiek odłożył łyżkę i wstał od stołu.
* * *
–Nie wiesz, co pije do kolacji? – Dopierała popatrzył pytająco znad gazety. Kiernacki zawahał się i dorzucił: – Iskra.
Oczy kaprala zwęziły się na sekundę.
– To przez tę głupią odzywkę u Wesołowskich? – mruknął, siadając i próbując nie zderzyć się kolanami ze współlokatorem. Pokój miał gabaryty namiotu: tylko na taki było ich stać. Kiernacki pocieszał się myślą, że Izę właścicielka pensjonatu upchnęła w czymś do złudzenia przypominającym przebudowany schowek na szczotki.
– Tylko trochę. Pierwszy raz wyrwało się Zagrodzie. Ale nie w tym rzecz. Straszny z ciebie olewacz jak na zwykłego kaprala, a ona… U Wesołowskich miała pecha i nie zdążyła nikogo zabić, ale widziałem, jak się rusza.
– To zgrabna babka – uśmiechnął się lekko Dopierała.
– Wiesz, o czym mówię. Przeciętna pani psycholog może ładnie nosić mundur, ale jak jej każesz wyciągnąć glauberyta z torby, to wyjmie lufą do siebie, powie „ojejku” i szybko położy na ziemi, żeby rąk smarem nie pobrudzić. A ona już w locie mierzyła we właściwe miejsce.
– Kazał jej pan przełazić z bronią przez ten płot? – uśmiech znikł.
– W ogóle jej nie chciałem… O co chodzi z tym płotem?
– O nic – uciął Dopierała. – Coś pan mówił o kolacji.
– Moglibyśmy kupić parę piw.
– Lepiej nie – mruknął kapral po chwili wahania. – Ona… to znaczy pani porucznik, zasadniczo nie pije. Tak się składa, że wiem.
* * *
– WAT uporał się w końcu z ekspertyzą tych granatów moździerzowych – westchnął szef Kancelarii, przesuwając tacę. Bauer wyjął z szuflady na akta napoczętą butelkę whisky, nalał do szklanek. – Twój dom rozwaliły nasze, polskie pociski.
– Aha – mruknął premier. – To jest ta dobra wiadomość? Fakt, miło widzieć, że zbrojeniówka wciąż potrafi zrobić coś dobrego. Jak będę za granicą, spróbuję wypromować te granaty. Kupujcie, mili ciemnoskórzy partnerzy, są świetne, sam przetestowałem.
– Nie wiem, czy dobra. Sęk w tym, że to nas nie zbliża do źródeł zaopatrzenia Drzymalskiego. Oficjalnie w Polsce nie zginął ani jeden taki pocisk. W dodatku moździerzy kalibru 60 prawie się nie używa. Brak pieniędzy na przezbrojenie, więc i obrót amunicją mizerny. Armia strzela, owszem, ale z 82-milimetrowych zabytków.
– Zaczynasz mówić jak opozycjonista. Dołóż mi jeszcze rakietą przeciwpancerną albo huzarem. Tylko nie zapominaj, że nie ja rządziłem, jak bez wojny straciliśmy kilka tysięcy skotów.
– Skot? Co ma do tego jakiś skot? – zdziwił się Ziętarski.
– Akurat dyskutowałem z ministrami o ewentualnym użyciu wojska na blokadach. Bo policja już prawie otwarcie mówi, że sobie nie radzi. Mniej niż dziesięciu ludzi za rogatki nie posyłają, a w drogówce wybuchła prawdziwa epidemia zwolnień lekarskich. Pomyślałem, że może wojsko… Wiesz: na drodze barierka, paru policjantów, a na poboczu jakiś wóz bojowy.
– Jak w stanie wojennym – mruknął bez entuzjazmu Ziętarski. – To się ludziom jednoznacznie skojarzy, nie miej złudzeń.
– Nie mam. Ale prawdę mówiąc, nie martwi mnie to za bardzo. Zerknij w sondaże: dwie trzecie badanych uważa, że Jaruzelski zrobił dobrze, wyprowadzając wtedy wojsko na ulice. A teraz walczymy z terrorystą, nie Wałęsą.
– No właśnie. Nie z Wałęsą.
– Chodzi ci o tę małolatę z Gdańska? – domyślił się premier.
– Nie tylko – Ziętarski upił łyk, skrzywił się. – Policja właśnie znalazła samochód Drzymalskiego, ten biały, z Westerplatte. Stał w lesie pod Bartoszycami i jacyś dwaj szesnastolatkowie znaleźli go już po południu. Ale na policję poszedł tylko jeden, i to wieczorem, po tej informacji o nagrodzie. A wiesz dlaczego?
– Dlaczego poszedł, to się akurat domyślam. Za czterysta tysięcy sam bym pognał z wywieszonym językiem.
– Ojciec mu zabronił – odpowiedział na własne pytanie Ziętarski. – Policjanci poszli go wypytać, no i tatuś wygarnął im, co myśli o rządzie, parlamencie i całej reszcie. A ten drugi chłopak dzielnie oznajmił, że jemu się Drzymalski podoba i że u nich na wsi na porządnych ludzi się nie donosi.
– No popatrz… Odważni ci Warmiacy. Miło pomyśleć, że mamy takich zuchów na najbardziej narażonej granicy.
– Piłeś już?
– To z niewyspania – Bauer zdecydowanie przechylił szklankę. – Już się nawet martwić nie mam sił. – Przymknął oczy, rozkoszując się spływającym do żołądka ciepłem. – Wiesz, świetni byli. I ona, i Zdrzałkowicz.
– Słucham? – Ziętarski posłał mu spojrzenie pełne niedowierzania.
– Mógł jej przerywać, rzucić jakiś głupawy żarcik, jak to oni… Ale praktycznie tylko słuchał. A dziewczyna ma znakomity głos, taki cholernie radiowy. Nic dziwnego, że sporo ludzi jest pod wrażeniem. Moja sekretarka podobno się popłakała, kiedy to leciało na żywo. Ale dobił mnie siostrzeniec. Zadzwonił i pyta, czy nie mógłbym wystarać się o numer telefonu do tej Moniki.
– Żartujesz…
– Chciałbym. – Milczeli jakiś czas. – No, nic. Zwróciłem się do rzecznika. Zmieniamy kurs, dajemy mediom wolną rękę. I tak długo zachowały wstrzemięźliwość. Teraz zaczną pokazywać pogrzeby, zapłakane rodziny, ludzi po amputacjach. Jutro o tej porze liczba sympatyków Drzymalskiego będzie znacznie mniejsza. Inna sprawa, że naszych też. Takie obrazki działają obosiecznie. Albo i trójsiecznie.
– Mówisz o opozycji?
– A jak ci się zdaje, dlaczego przez dwie doby media żyły różnymi sprawami, a nie wyłącznie Drzymalskim? Dlaczego z Sejmu nie słychać wściekłego wycia o głowę premiera, może nawet wcześniejsze wybory? Polubili mnie nagle? Nie, stary. Po prostu wiedzą, że gdy się zacznie wywlekać brudy, wszyscy wylądujemy w jednej pralce. Oni może nawet pierwsi. Traf chciał, że na nas padło, ale przecież nie pod naszymi rządami Drzymalskim się oberwało. Media milczą, bo jak się za jednym zamachem przyłoży i prawicy, i lewicy, to kto będzie dawał Koncesje, wyliczał podatki, dzielił tort? Lepper? Znasz jednego dziennikarza, który nie napisał, że to burak i wiejski przygłup? Pismacy nie są w Polsce lepsi od całej reszty, ale to nie kretyni. Wiedzą, gdzie stoją konfitury i jak nie stłuc słoika.
– Zacząłeś mówić o wojsku – przypomniał Ziętarski.
– A tak… No więc nie będzie wojska na szosach, przynajmniej w liczących się ilościach. Z przyczyn tak prozaicznych, że aż śmiesznych. Nie mamy transporterów. Skoty zezłomowaliśmy, a BWP nie mogą jeździć po drogach, bo je niszczą gąsienicami. Można by je rozwozić zestawami niskopodwoziowymi, ale mamy ich tylko kilka.
– A te… no, te samochody pancerne, wiesz, jak w Bośni…
– BRDM-y? Też nie za dużo, a większość w różnych specjalistycznych wersjach i wojsko nie chce ich dać. Ale owszem, są przewidziane do użycia. Tyle że jako pojazdy pościgowe i patrolowe. Nie wystarczy postraszyć Drzymalskiego widokiem stojącego na blokadzie czołgu. Trzeba go jeszcze dogonić i złapać.
– Jesteśmy już na etapie ganiania go pancerkami? A radiowozy?
– Mówię o czarnym scenariuszu. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, ale… To żołnierz, nie gangster. Co będzie, jak zamiast uciekać po prostu wysiądzie i porozwala po kolei wszystkie goniące go wozy? Nie zapominaj, że rąbnął wojsku trzy karabiny maszynowe. Nie służyłeś, to pewnie nie wiesz, co może przeciwpancerny pocisk kalibru 7,62. Zaręczam ci, że wiele. Jedno dobre trafienie i samochód stoi.
– Może nie ma takiej amunicji – mruknął Ziętarski.
– Może. Ale moździerzową zdobył. Ciekawe, jakim cudem.
* * *
Gospodyni nie zdążyła otworzyć ust. Niewysoka, ciemnowłosa kobieta w wieku około trzydziestu lat po prostu odsunęła ją i wpadła do pokoju.
– To pan jest ten kapitan? – Kiernacki dźwignął się od stołu, usiłując możliwie szybko przełknąć kęs bułki z pasztetem. Mógł jedynie pokiwać głową. Wydawało się to dobrym pomysłem – póki nie dostał w twarz otwartą dłonią. Zachwiało nim lekko, ale nie najadł się więcej wstydu i nie wylądował na kolanach zastygłego z wrażenia Dopierały.
Kobieta chyba osiągnęła zamierzony cel, bo cofnęła się niemal pod próg, wciąż zaciskając czerwone, zniszczone dłonie.
– To ja może wyjdę – wymamrotał kapral. Gospodyni, której chyba nie taki powód wizyty przedstawiono, niczego nie próbowała wyjaśniać, tylko wyniosła się natychmiast możliwie daleko. Kiernacki, przestraszony wizją zostania sam na sam z tym kłębkiem babskich nerwów, bez namysłu chwycił Dopierałę za naramiennik.
– Zostań – zabrzmiało to bardziej jak rozpaczliwa prośba niż rozkaz, najważniejsze jednak, że podziałało. – A pani… Jakoś nie bardzo… Za co to było, do cholery?!
Patrzyła na niego coraz bardziej wilgotnymi oczami. Była bardzo szczupła, właściwie chuda, i w połączeniu z niedużym wzrostem upodabniało ją to do młodej dziewczyny. Z kolei przygaszone spojrzenie, przedwczesne zalążki zmarszczek, te czerwone dłonie i ogólne zaniedbanie wypaczały obraz w drugą stronę. Ubiór nieznajomej nadążał za współczesnością. Był brzydki od momentu zejścia z fabrycznej taśmy i mocno pocerowany, lecz nie dało się go przypisać do określonej grupy wiekowej. Długą grubą spódnicę, wybłocone buciory i męską koszulę flanelową mogła równie dobrze nosić jej babka i córka.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка: